Pytania z GG (4642) Wszystkie (4642) Nowe (4637) Regionalne (38979) Regionalne (38979) Napisz charakterystyke jurka z ksiązki oto jest kasia.
Chciałabym aby Kasia z lektury Oto jest Kasia była moją koleżanką, ponieważ jest bardzo miłą osobą i uśmiechniętą i pomaga innym Mam nadzieję że pomogłam Liczę …
Wybierz szablon. Wprowadź elementy. Pobierz zestaw ćwiczeń interaktywnych i do wydruku. Oto jest Kasia - Test z znajomości lektury ,,Oto jest Kasia" - Oto jest Kasia - oto jest kasia - Powtórka z lektury "Oto jest Kasia".
Oto jest Kasia – Mira Jaworczakowa - Problematyka. "Zadawaj pytania, pomagaj innym, zdobywaj nagrody!" Sprawdź. Książka pod tytułem „ Oto jest Kasia ’’ napisana przez Mirę Jaworczakową opowiada o pewnej drugoklasistce o imieniu Kasia. Mieszka w mieszkaniu z dwoma sypialniami, kuchnią i łazienką. Mieszka tam razem z mamą, tatą
Potrzebuje charakterystyke postaci Kasi z lektury Oto jest Kasia pomoze ktos Zobacz odpowiedź gdybyś mogła dać naj jeśli ci się spodoba to byłyby wyrównane rachunki:)
Pytania do lektury "Oto jest Kasia" Miry Jaworczakowej. Mam parę pytań dotyczączych tej lektury: 1.Imię koleżanki Kasi. 2.Wygląd i cechy głownej bohaterki książki. 3.Imię ulubionej lalki Kasi. 4.Młodsza siostra Kasi i Jurka. 5.Dziadek Kasi i Jurka. 6.Jak nazywana była cioci Krysia. Proszę o szybkie odpowiedzi!
74M3.
Mira Jaworczakowa Sprawdź swoją znajomość książki i rozwiąż test z lektury Oto jest Kasia Miry Jaworczakowej. Rozwiąż test
- portal informacyjno rozrywkowy Warszawa Szukaj Instagram Facebook Youtube Menu W domuPrzepisyInspiracje plastyczneZabawy rozwojoweKsiążkiMultimediaDVD GalapagosW mieścieWydarzeniaWiadomości lokalneKinaTeatryScena muzycznaWycieczkiAtrakcje w PolsceOferty na latoOferty na zimęKsiążkiWszystkie KsiążkiNasze patronatyNowościZapowiedziRankingiTematykaRecenzjeNagrodyWiadomościWywiadyArtykułyDla rodzicaOkiem ekspertaOkiem rodzicaOkiem wideoBajki dźwiękowe, mp3Kolorowanki do drukuZabawy do drukuCzytankiBajki na dobranocGry dla dzieciEdukacjaSudokuCytatySpecjalneNewsletterPodkast Ostry Dyżur LiterackiEkorodziceGry Nasza KsięgarniaKsiążki dla dzieciBoże NarodzenieWielkanocKatalog… Rozrywka Quizy Oto jest KasiaQuiz wiedzy z lektury "Oto jest Kasia". Sprawdź się!Kto jest autorem lektury "Oto jest Kasia"?Mira JaworczakowaGrzegorz KasdepkeLeszek KołakowskiSprawdź się w poniższych tematach: Komentarze Warto zobaczyć Łosoś pieczony z ziemniakami Książki pod namiot Smoothie z malinami, borówkami i otrębami Domowa hodowla kryształków Praca w domu z małymi dziećmi. Jak nie zwariować? Wachlarz na lato - kolorowy paw Samodzielne wakacje dziecka - czy warto? Książkowe podróże Zabierz dziecko na wycieczkę! Jak zaplanować czas dziecku podczas wakacji, gdy nigdzie nie wyjeżdżacie? Krab z muszelki Brokułowy Quiche Bezpieczne wakacje z dzieckiem - o czym pamiętać? Jak sprawdzić autokar przed wyjazdem dziecka na obóz Jagodowe smoothie Pandemia samotności wśród dzieci. Skutki lockdownu dla najmłodszych Łódź na skarby z podróży Wachlarz na lato - arbuz Dlaczego nie można się opalać w miejscach publicznych podczas kwarantanny? Kwarantanna. Ciekawe aktywności bez wychodzenia z domu 10 najlepszych wodnych zabaw na lato Racuchy z granolą Tarta jogurtowa z owocami Domowy sorbet, czyli lody bananowo – arbuzowe Książki niezawodne w walce z koronawirusem Nowy Jork, Paryż czy Londyn? Z muzeami online dookoła świata! Koronawirus. Jak rozmawiać o nim z dzieckiem? Papierowy wachlarz na lato Podróż z dzieckiem samochodem - jak ją przetrwać? Więzi rodzinne w czasie kwarantanny - jak budować je na odległość? Jak zrobić domowy płyn dezynfekujący? Tarta truskawkowa Kolorowy naszyjnik z gliny Jak przygotować dziecko na wyjazd? 8 faktów i mitów na temat opalania się dzieci... Muzea w Polsce online - odwiedź je już dziś! Jak zorganizować dziecku niezapomniane urodziny w czasie pandemii koronawirusa? Książkowe podróże na lato Zapamiętywanie przyrody Objawy Koronowirusa Dzieci też tęsknią w czasie pandemii - 6 sposobów na oswojenie uczuć Twojego Dziecka Paw z serwetki papierowej Przyjmujecie wyzwanie? Rodzinny #challenge na czas pandemii 30 pomysłów na aktywności na świeżym powietrzu Uważaj na kleszcze! Wirusy, zarazki, choroby - 5 książek, które wyjaśnią czym one są Książki na Czasie - Wakacje 2018 Wachlarz w kształcie sowy Nauka w domu - jak zmobilizować dziecko i pomóc mu w nauce? Sezon na kleszcze W domuPrzepisyInspiracje plastyczneZabawy rozwojoweKsiążkiMultimediaDVD GalapagosW mieścieWydarzeniaWiadomości lokalneKinaTeatryScena muzycznaWycieczkiAtrakcje w PolsceOferty na latoOferty na zimęKsiążkiWszystkie KsiążkiNasze patronatyNowościZapowiedziRankingiTematykaRecenzjeNagrodyWiadomościWywiadyArtykułyDla rodzicaOkiem ekspertaOkiem rodzicaOkiem wideoBajki dźwiękowe, mp3Kolorowanki do drukuZabawy do drukuCzytankiBajki na dobranocGry dla dzieciEdukacjaSudokuCytatySpecjalneNewsletterPodkast Ostry Dyżur LiterackiEkorodziceGry Nasza KsięgarniaKsiążki dla dzieciBoże NarodzenieWielkanocKatalog
– Pokaż nam ją, Marysiu, tacy jesteśmy ciekawi! Kasia rzuciła się nagle między mamę a dziadzia. – Dziadziu, nie, nie idź tam! Ja ci pokażę… Jurek odsunął ją stanowczo. – Jak ty się zachowujesz? – Dziadziu kochany… – zaczęła znowu Kasia. – Zaczekaj, córeczko – tłumaczyła mama. – Puść gości doAgnieszki. Goście zatrzymali się trochę niezdecydowani. – Bo ja dziadziowi pokażę zeszyty, dziadzio chce zobaczyćobrazek, ja wierszyk nowy powiem… – wyliczała zrozpaczonymgłosem Kasia. Za nic, za nic nie puści dziadzia do Agnieszki. – Zabieraj się! – ostro zawołał Jurek. – Smarkata jedna! – Czekaj, panie dziejku – łagodził, jak umiał, dziadzio. –Przyjdziemy do ciebie, dziecko drogie, za chwileczkę przyjdziemy,tylko najpierw przywitamy, panie dziejku, twoją siostrzyczkę,a potem do ciebie… Dziadzio chciał pogłaskać Kasię po głowie, ale dziewczynkaodchyliła się w bok. Ciocia Klocia objęła Kasię i przytuliła do siebie. – Chodź, Kasieńko, pokażesz nam Agnieszkę. Na pewno jestśliczna. A jakie ma włoski, jasne czy ciemne? – Nie wiem – sucho odpowiedziała Kasia, wysuwając się z objęćcioci. – Nie wiesz? – nie mogli uwierzyć zarówno ciocia, jak i dziadzio.– Ooo, Agnieszka się obudziła, otworzyła oczki! – zawołał Jurekz pokoju. Teraz już nikt nie zwracał na Kasię najmniejszej uwagi, wszyscypośpieszyli do Agnieszki, tylko mama, sądząc widocznie, że Kasiatego nie słyszy, powiedziała do cioci przepraszająco: – Kasia jest taka zazdrosna o małą. Niezmiernie się tymmartwię. Ale Kasia posłyszała i aż brwi zmarszczyła z wysiłku, żebyzrozumieć, co to znaczy „zazdrosna”. Tyle jedynie pojęła z tego, żemama o coś ma do niej pretensję. Nie weszła do pokoju, tylko słuchała z daleka, czujnie chwytająckażde słowo wypowiedziane nad łóżeczkiem siostry. – Jaka milutka! – zachwycała się ciocia. – No, no, no, ale duża panna, panie dziejku, ładna panna! –zdumiewał się dziadzio Hilary. – Jakie ma długie rzęsy! – wykrzykiwała ciocia. – A rączki… jak kwiatuszki, panie dziejku – dopowiadał dziadzio. Potem jedno przez drugie, na zmianę: – Grzeczna! Nie boi się nas, nie płacze! – Od razu widać, że dobre dziecko, panie dziejku! – Cio to? Cio to? – wyśpiewywała ciocia, machając przed nosemAgnieszki grzechotką. – Bim–bam! Bim–bam! – dziadzio widocznie nie chciał być gorszy;wyjął swój zegarek na łańcuszku i kołysał nim w powietrzu, żebyzabawić małą. Kasia podpatrywała to wszystko, potem spojrzała na swoje ręceo wiele większe niż dłonie Agnieszki. Po chwili, zbliżywszy się dolustra, oglądała bardzo uważnie swoje rzęsy… – Dziadziu! – zawołała, wyraźnie rozdrażniona. – Chodź teraz domnie. Dziadziu, obiecałeś… – Kasieńko, nie przeszkadzaj dziadziowi – odezwała się mama. – Zaraz, zaraz, panie dziejku. Przyjdę, a jakże! Bim-bam, bim-bam… Kasia odwróciła się gwałtownie i dużymi krokami, naumyślniestąpając głośno, odeszła do swego pokoju. „Nie potrzebuję wcale! Niech nie przychodzi – pomyślała. –Wielkie rzeczy!” „Nie potrzebowała”, ale wciąż nasłuchiwała, czy odezwą się kroki,czy dziadzio przyjdzie zobaczyć zeszyty, posłuchać nowegowierszyka. Myślała „wielkie rzeczy”, ale było jej tak bardzo smutno,gdy siedziała tu sama jedna, podczas gdy oni wszyscy wesoło tamrozprawiali o czymś i śmiali się. Zegar raz wydzwonił godzinęi drugi… dziadzio nie przychodził. W końcu głosy odezwały się w przedpokoju. – Nie idźcie jeszcze – prosiła mama. – Dziadziu, miałeśporozmawiać z Kasią: ona ciebie tak lubi! – Nie możemy już zostać dłużej, kochanie – to głos cioci. –Umówiłam się z przyjaciółką, o siódmej musimy być w się, tatusiu – zwróciła się ciocia do dziadzia – bo naprawdęjuż późno. – Oj, panie dziejku, rzeczywiście! – westchnął dziadzio. – Tak sięzabawiłem z Agnieszką, że o Kasi zapomniałem. Na przyszły razzobaczę jej zeszyty. Gdzież to się panna schowała? A z naukądobrze jak zawsze? – Całe szczęście, że chociaż z nauką dobrze – powiedziała mama –bo w ogóle to… Mama coś cicho opowiadała, czego Kasia nie mogła dosłyszeć. Po chwili Jurek przybiegł do Kasi. – Chodź, pożegnaj się z ciocią i z dziadziem. Kasia miała głowę opartą na ramieniu, udawała, że zasnęła przylekcjach. Gdy brat przyszedł, nie odezwała się ani się nie poruszyła. „»…szczęście, że z nauką dobrze« – powtórzyła w myśli słowamamy, ale od siebie jeszcze dodała: – Aha!”. Goście poszli bez pożegnania z Kasią; drzwi za nimi trzasnęłygłucho, nieprzyjemnie.„…Dostałam dwóję!” Pani aż ręce rozłożyła ze zdziwienia. – Kasiu, Kasiu, co się z tobą stało? Nie poznaję ciebie! Kasia nie spuściła głowy, ale zaczerwieniła się i zagryzła uparcie. – Dlaczego nie nauczyłaś się wiersza? – spytała pani. Cała klasa zamarła w bezruchu. Działo się coś bardzoniezwykłego: taka dobra uczennica, a już od paru minut stoi i anibe, ani me. Jakby nie umiała w ogóle mówić! Nawet teraz nieodpowiedziała na pytanie pani, tylko oczy na nią podniosła –chmurne i zacięte. Wreszcie pani powiedziała: – Nie ma rady, Kasiu, dostaniesz dwójkę. Ewka jęknęła głośno, na całą klasę: – Ach jej! Kasia drgnęła i skuliła ramiona, ale dalej milczała. Patrzyła tylkoz napięciem, z ogromnym napięciem, jak pani wzięła do ręki pióro…Stało się! Pierwszy raz, odkąd Kasia chodzi do szkoły, przy jejnazwisku w dzienniku został wpisany zły stopień. – Wracaj na swoje miejsce – poleciła pani. – Och, Kasiu! – wyszeptała przejęta Ewka, gdy koleżanka znówsiadła koło niej. Kasia odwróciła głowę w inną stronę. Czuła doskonale, żewszystkie dziewczynki i wszyscy chłopcy w klasie patrzą teraz ogarnął ją strach: „Co ja zrobiłam! Przecież umiałam,dobrze umiałam!”. Posłyszała, jak Magdzia przekonywała kogoś: – Ona poprawi tę dwóję, zobaczycie! Co to dla niej znaczy? Znówbędzie miała same piątki. „Pewnie, że jak zechcę, to poprawię. Dla mnie to nic! – pomyślałaKasia. – A tymczasem niech się mama i tata martwią. Bo to przeznich ta dwója, niech mają!” I na samą myśl o tym poczuła jakąś niedobrą radość. Obejrzałasię na kolegów, a Magdzi pokazała ukradkiem język. Magdziazupełnie osłupiała na ten widok. Już do końca lekcji Kasia nie miała pojęcia, o czym pani mówi,nie słyszała ani jednego słowa, nawet nie zapamiętała, co zadanena jutro. Ledwie dzwonek zadźwięczał, w klasie zrobił się ruch. – To niesprawiedliwie, niesprawiedliwie! – krzyczała rozognionaEwka. – Kasia ma same piątki, pani nie powinna jej stawiać dwói. – Dlaczego niesprawiedliwie? – zdziwiła się głośno jednaz dziewczynek. – Nie umiała przecież. – Nieprawda, na pewno umiała – przekonywała Ewka. – Kasiu,prawda, że umiałaś? Powiedz, że umiałaś. – Gdyby umiała, toby odpowiedziała – wmieszał się jedenz chłopców. – Nie umiała, nie nauczyła się! Kasia tupnęła nogą. – A właśnie, że umiałam! Teraz już nic nie rozumieli z tego wszystkiego. – No, to dlaczego?…– „Dlaczego”, „dlaczego” – przedrzeźniała Kasia, potrząsającgniewnie głową. – Dlatego, że nie chciałam odpowiadać, i już! Niechciało mi się – powtórzyła jeszcze raz, patrząc wyzywająco nakolegów. – To ci kawał! – gwizdnął Jędrek. – Jak mamę kocham! Ale inne dzieci były oburzone. – Przecież niedługo koniec roku. Inni poprawiają swoje stopnie:i Antolka, i Michaś, a ty dwóję łapiesz… – I jak my teraz wyglądamy? Ale Kasi nie obchodziło wcale, jak tam ONI wyglądają; dostałazły stopień, bo tak się jej podobało, a im wszystkim nic do tego. – Czego się czepiacie? – oburzyła się i, odwróciwszy się tyłem,zaczęła coś przekładać w swojej teczce. Nie dlatego, żeby to byłopotrzebne, tylko aby pokazać dzieciom, że nic, ale to zupełnie nicsobie z nich nie robi. Nawet Ewce, która chciała objąć ją ze współczuciem, burknęłaostro: – Odczep się, słyszysz? Najgorsza była Antolka, która spytała po prostu: – Czego się na nas złościsz? Przecież nie zrobiliśmy ci nic złego! Tego już było Kasi za dużo. Podskoczyła do Antolki i szarpnęła jąza fartuch. – A ty ile dwój oberwałaś, co? Patrzcie ją! – Ale ja już teraz nie mam wcale dwój! – hardo odpowiedziałaAntolka, usiłując wyszarpnąć swój fartuszek z zaciśniętych palcówKasi. Niespodziewanie wmieszał się w to wszystko jeden z chłopców.– Zostaw Antolkę! – zawołał. Kilkoro dzieci zaraz mu zawtórowało: – Zostaw Antolkę! Ale ta obrona odniosła wręcz przeciwny skutek: Kasię ogarnęłataka złość, że aż jej w oczach pociemniało. Sama nie wiedziała, jakto się stało, że z całej siły pchnęła Antolkę w tył. – Aaaa! – Antolka, wywracając się, uderzyła głową o kant ławki. W tej chwili do klasy weszła pani. – Co wy tu robicie? Dlaczego jesteście w klasie? Antolka, co sięstało? Zrobiło się cicho. Antolka podniosła się z podłogi i powiedziałaszeptem: – Nic… ja tylko upadłam. Nie patrzyła na Kasię. – Uderzyłaś się? – zaniepokoiła się pani. – Nie. – To biegnijcie na podwórko. Teraz wszyscy rzucili się do drzwi, jakby każdy chciał jaknajszybciej opuścić klasę. Na podwórku niby próbowali się bawić,ale zabawa nikomu nie szła. Wprawdzie Jędrek zaczął gonić sięz Kazikiem, jednak już po chwili przystanęli obaj, żywo o czymśrozprawiając. Kasia stojąca z boku doskonale widziała, że wciąż na niąpopatrują. „Pewnie o mnie gadają. Wielkie rzeczy, co mi tam!” Ale oto przybiegła Ewka; aż ręce złożyła, prosząc:– Kasiu, przeproś Antolkę. Przecież naprawdę to ona sięuderzyła, jak ty ją pchnęłaś! – Nie, nie chcę, nie przeproszę! Niech się nie czepia – odparłaKasia zdecydowanie. Za nic w świecie nie przeprosi Antolki. Ach, jaki dziś okropny dzień: wszyscy są przeciw Kasi! Nawet niemożna zawołać na Antolkę „skarżypyta”, bo właśnie NIEnaskarżyła… Dwie koleżanki z tej samej klasy przechodziły obok, rozmawiającgłośno: – Ale Antolka to dopiero dobra koleżanka! – Ooo! Kasia oberwałaby za swoje, gdyby Antolka powiedziała. – Pewnie, że oberwałaby! Kasia poczuła nagle, że już ani chwili nie wytrzyma dłużejw szkole, że już po prostu patrzeć nie może na koleżanki i kolegów,że za nic nie wróci z nimi do klasy. Wpadła do szkoły, pędemprzebiegła długi korytarz, chwyciła teczkę… Wybiegła za szkolną bramę, mimo że dzwonek właśnie ogłaszałpoczątek następnej lekcji… W domu mama przestraszyła się nie na żarty. – Co się stało, Kasiu, że wracasz o tej porze? Jesteś chora? Kasia rzeczywiście miała rozpaloną twarz i błyszczące oczy. – Nie – powiedziała. – Nie jestem wcale chora, ale dostałamdwóję! O Antolce jakoś nie chciała wspominać. – Jak to dwóję? Ty? – nie mogła zrozumieć mama. Więc Kasia, patrząc prosto w twarz mamy, powtórzyła dobitnie:– Tak: dwóję! Z polskiego. Jakże bardzo mama się zmartwiła. A Kasia? Kasia tylkowzruszyła ramionami, a potem jakby nigdy nic pomaszerowaław płaszczu i berecie do swojego nie Agnieszka była najważniejsza Tatuś był przez dwa tygodnie w Warszawie i dopiero dziś wrócił taki uradowany. – Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – śmiał się do mamy. Ucałował Jurka w czuprynę, Kasię w różowe policzki, długo stałnad łóżeczkiem Agnieszki. – Patrzcie, jaka córka wystrojona. W nowym kaftaniku! – Bo stare są już na nią za małe – wytłumaczyła mama. Tatuś roześmiał się i delikatnie pogładził ciemne kosmyczki nagłowie Agnieszki. – A teraz opowiadajcie, co ciekawego wydarzyło się podczas mojejnieobecności. Mama westchnęła. Jurek bokiem zerknął na Kasię. Ta poruszyłasię niespokojnie i zrobiła dwa kroki w stronę drzwi. – No co? – spoważniał tatuś. – Takie wszyscy macie miny… – Tak – powiedziała mama. – Zdarzyło się coś bardzo niech ci Kasia sama o tym powie. Tatuś spojrzał na Kasię. – Chodź tu, córeczko, powiedz. Kasia wzruszyła ramionami, zmarszczyła brwi: wcale nie chciałatakiej rozmowy. Zdecydowała w jednej chwili, że nic nie powie. – Co się stało? Powiedz! – tatuś prosił jeszcze łagodnie, ale już zezniecierpliwieniem. – Nic – powiedziała chmurnie i spróbowała nawet uśmiechnąćsię, ale jakoś jej się to nie udało i tylko skrzywiła wargi. Tatuś się wreszcie rozgniewał. – Proszę tu przyjść i odpowiadać. Przecież słyszysz, że ciebiepytam. Słyszysz czy nie? – Słyszę – wymamrotała Kasia, nie ruszając się z miejsca. Tatuś był coraz bardziej zirytowany. Patrzyła na niego spodspuszczonych powiek, ale się nie odzywała. Zacięła się: nic niepowie, nie będzie przepraszać, nie będzie płakać. Wreszcie mama powiedziała cicho: – Dwójkę dostała. – Jak to? – zdumiał się tatuś, najwyraźniej nie rozumiejąc,o czym mama mówi. – Kto dostał dwójkę? – Kasia. – Co wy opowiadacie? Skądże? Kasia? – Ależ tak, tatusiu – wmieszał się Jurek – z polskiego dostała. Ojciec spojrzał po kolei na mamę, na Jurka i zatrzymał wzrok naKasi. Patrzył zupełnie tak, jakby czekał, że córka upewni go zachwilę: to są tylko żarty. Bo przecież niemożliwe, żeby taka rzeczmogła być naprawdę. Ale Kasia nic nie powiedziała, tylko pochyliła nisko głowę, bo niemogła dłużej patrzeć ojcu w oczy. Tatuś ciężko siadł w fotelu, podparł głowę dłonią. – No, tak – powiedział po dłuższej chwili. – Tego nam tylkobrakowało. Już i tak robi się nieznośna, a tu jeszcze dwója… Parę razy stuknął palcami w poręcz fotela. – Trzeba będzie pójść do szkoły, dowiedzieć się, jak to się stało.– Ja już byłam – powiedziała mama. Kasia słuchała tego wszystkiego i w gruncie rzeczy było jej nawetprzyjemnie. Wszyscy na nią patrzyli, o niej myśleli, nią sięzajmowali. Ale to była jakaś dziwna przyjemność, nie taka, żebyśmiać się wesoło czy skakać. Nagle Agnieszka zbudziła się, zatrzepotała w powietrzu rączkamii cicho zapłakała. – Ona chce jeść, to już pora – podniosła się mama. – Cicho,córeczko, nie płacz; zaraz dostaniesz swój podwieczorek. Mama wyszła do kuchni, a tatuś dalej siedział w fotelu; nawet napłacz małej nie odwrócił głowy. Siedział zasępiony i milczący. Jurek ze złością spojrzał na Kasię. „Obrzydliwa smarkata, takąprzykrość zrobić!” – pomyślał. Najchętniej stłukłby ją za to. Stoiteraz nadąsana, skrzywiona, z miną obrażonej królewny. Żebychociaż przeprosiła, żeby obiecała, że stopień poprawi… Nie, co jątam rodzice obchodzą! Jurek machnął ręką i wyszedł z pokoju, Kasia zakręciła sięw miejscu i też wyszła. Za nic nie chciała zostać sama z ojcem,poszła więc do kuchni, gdzie mama przygotowywała właśniejedzenie dla Agnieszki. – Kasieńko – powiedziała cicho. – Idź, przeproś tatusia, powiedz,że żałujesz… – Nie przeproszę – odparła krótko Kasia. Wcale nie pójdzie i… wcale niczego nie żałuje! Jeszcze więcejdwój przyniesie, a tak! Żeby już nie ta cała Agnieszka byłanajważniejsza w domu, tylko ona – Kasia. Mama z talerzem kleiku poszła do Agnieszki. Za chwilę zawołała: – Kasiu, Kasiu! Zapomniałam zabrać śliniaczek, przynieś miprędko. Śliniaczek Agnieszki leżał przygotowany na stole. Kasia obejrzałago bardzo dokładnie: wyszytą na nim żółtą kaczuszkę, motyla i dwakwiatki. Przechyliła w bok głowę i przypatrywała się dalej… – Kasiu, prędko! – przynaglała mama. Kasia nie ruszyła się z miejsca: wzięła w rękę śliniaczeki obracała go w palcach raz na prawą stronę, raz na lewą. Naglezacisnęła wargi i odłożyła śliniaczek z powrotem na stół. Miałaochotę roześmiać się: to było takie dziwne i takie zarazemprzyjemne, nic a nic nie robić sobie z tego, co mama mówi. Niechsobie mówi – Kasia i tak nie zaniesie. Wreszcie ojciec stanął w drzwiach kuchni, bez słowa wyminąłKasię i wziął śliniaczek. Odwróciła się za nim i znów zdziwiła się swemu nowemuspostrzeżeniu: to już nie był ten kochany, dobry tatuś, który jej wewszystkim dogadzał. Teraz nie można go było kochać; stał się naglekimś obcym i nieprzyjaznym. Kasia słyszała, jak w pokoju powiedział do mamy: – Przecież z Kasi zrobiło się zupełnie niemożliwe dziecko. – Ja się tym bardzo martwię – westchnęła mama i zwróciła się domłodszej córki: – Jedz, maleńka, jedz! O, widzisz, jak ładnie? Całąłyżeczkę kleiku wzięło dziecko do buzi. Z ciebie przynajmniej jestpociecha! Kasi nagle tchu zabrakło i otworzyła oczy szeroko, jakby sięczegoś przeraziła… Na jedną, króciutką chwilę pożałowała, że niezaniosła śliniaczka. Szybko wybiegła z kuchni. Uczący się w pokoju Jurek od razu przypomniał: – Siadaj i rób lekcje.– Odrobiłam. To nie była prawda: nie ruszyła ich nawet. – Nie odrobiłaś! – Odrobiłam. – Nieprawda! – Prawda! – Kłamczuch! – Wcale nie! Jurek trzasnął pięścią w stół, na co Kasia grzmotnęłapodręcznikiem o podłogę. – Jak się obchodzisz z książką! – wrzasnął brat. Kasia wykrzywiła się do niego i palcami zagrała na nosie. – No i co mi zrobisz? Co mi zrobisz? – zmarszczyła nos jak królik. – Oszaleć można w tym domu! – zawołał ojciec, wchodząc dopokoju. – Czego wy się kłócicie? Co ty wyrabiasz, Kasiu? – Boże, jakie z ciebie niedobre dziecko! – zawołała z rozpacząmama, która pospieszyła za ojcem. – Tatuś jest zmęczony popodróży, a ty… Kasia parsknęła krótkim, ostrym śmieszkiem, przechyliła głowęna bok i przytupując do taktu, zaśpiewała fałszywie: – Agnieszka jest dobra, Agnieszka jest dobra, a ja właśnie nie!Złote rybki Ewka przy pisaniu tak mocno naciskała pióro, że ułamał siękoniec stalówki. Jakże teraz pisać? W dodatku zrobiły się kleksy:jeden duży i kilka malutkich. Ewka prędko sięgnęła do piórnika,żeby zmienić stalówkę. – Ojej, nie mam! – powiedziała zmartwiona. Kasia obserwowała ją spod oka. Zeszyt Ewki był ładny, czysty,miał dopiero kilka kartek zapisanych. A teraz kleksy… – Nie mam drugiej stalówki – powtórzyła Ewka i spojrzała naKasię. Czekała, że Kasia coś powie, ale Kasia wcale się nieodezwała. Więc Ewka w końcu poprosiła: – Pożycz mi, masz trzy stalówki w piórniku. Widziałam, jak gootwierałaś. Kasia z niechęcią odwróciła się do koleżanki. – Nie mam stalówek. – Ale masz, widziałam! – Są mi potrzebne – twardo zdecydowała Kasia. Ewka zdziwiła się. – Wszystkie trzy? – Właśnie wszystkie trzy. – O, jaka ty jesteś! Ale Kasia postanowiła sobie już wczoraj, że nic a nic Ewce niepożyczy. Bo Ewka od paru dni pełniła dyżur w klasie i jeżeli któryśz kolegów był niegrzeczny, stawiała przy jego nazwisku dostał krzyżyk za ciskanie w czasie lekcji papierowymikulkami w głowy dziewczynek; Kazek za to, że gadał i gadał,chociaż mu pani aż trzy razy zwracała uwagę; Kasia… za to, żewyrwała z rąk Magdzi skakankę i za nic nie chciała jej z tą skakanką po całym podwórku, a gdy ją wreszciedziewczynki dopadły, Kasia rzuciła zwiniętą skakankę najdalej jakmogła, aż za szkolne ogrodzenie. Pani, która właśnie nadeszła,bardzo się za to na Kasię gniewała. Powiedziała, że… Och, jakniemiło było słuchać uwag pani! A najgorsze, że wszystkie dzieciprzysłuchiwały się temu. No i w końcu – ten właśnie krzyżyk. Za niegrzeczność. Jak Ewkaśmiała go postawić. Przecież razem siedzą! – Ja wiem – szeptała teraz Ewka – wiem, dlaczego nie chcesz mipożyczyć stalówki… Przecież wtedy musiałam. – I dodała jeszcze: –Magdzia i tak dałaby ci skakankę, po co jej wyrywałaś? Nie mogłaśpoprosić? – Cicho siedź, głupia! – burknęła Kasia. Pewnie, że mogła poprosić Magdzię o skakankę, ale nie Ewce tego krzyżyka nigdy nie daruje. I teraz stalówki niepożyczy, żeby nawet nie wiem jak o nią prosiła. Jednak Ewka nie prosiła więcej. Tymczasem niespodziewanie odezwała się Magdzia, którasiedziała w ławce za Ewką: – Nie masz stalówki? Ja ci dam! Mam drugą. „Patrzcie ją! – pomyślała Kasia. – Nie pożycza nawet, tylko daje!” Więc kiedy po chwili pani weszła na lekcję, Ewka już miała swojepióro w porządku. Natomiast kiedy po lekcji pani wyszła, Ewkanawet nie spojrzała na Kasię, tylko wybiegła na podwórko,trzymając się za ręce z Magdzią i Antolką. Kasia też wyszła, stanęła pod drzewem i medytowała, co ma robićw czasie pauzy. Nudziła się i bardzo chętnie bawiłaby się z w klasy na przykład. Albo w berka, albo… wszystko jedno w co!Okropne jest przecież tak stać samej, podczas gdy wszystkiekoleżanki bawią się w najlepsze i nie zwracają na Kasięnajmniejszej uwagi. „Czekajcie, ja wam pokażę!” Szybko podbiegła do dwóch dziewczynek, które grały w klasy:jedna z nich przenosiła właśnie szkiełko na pantoflu, uważając,żeby nie spadło. Kasia niby niechcący potrąciła dziewczynkęi pobiegła dalej. – Uważaj, co robisz! – krzyknęła za nią koleżanka. Oczywiście szkiełko spadło na ziemię; trzeba było chodzeniezaczynać od nowa. Kasia roześmiała się w odpowiedzi; była zadowolonai podniecona! Aha, jeszcze chłopcom popsuje zabawę! Zaczęła biegaćmiędzy tymi, którzy właśnie grali w piłkę. – Wynoś się, przeszkadzasz! – podnieśli krzyk. – Nie możesz się bawić gdzie indziej? – Czekaj, my ci pokażemy! Z chłopcami lepiej nie zaczynać. Kasia uciekła, ale jeszczew ostatniej chwili kopnęła piłkę tak, że poleciała gdzieś w bok. Przyjemnie było tak robić! Jeżeli Kasia nie bawiła się, to niechinni przynajmniej mają zabawę popsutą. Nagle zadźwięczał dzwonek, po dzwonku zaś w klasie zdarzyłosię coś zupełnie niespodziewanego: pani weszła, trzymając w rękusłoik, a w słoiku…– Rybki! Złote rybki! – poszedł szmer po klasie. Nikt nie mógł usiedzieć w miejscu; powyskakiwali wszyscyz ławek, otoczyli panią kołem. – Oj, proszę pani, jakie śliczne! – A jak ruszają ogonkami! – Ile ich jest? – Trzy! – Wcale nie, cztery! – A jeszcze ta jedna! – Odsuń się, Kasiu, ja też chcę zobaczyć! Kasia stała wpatrzona w rybki; naprawdę były śliczne! Łuskimiały drobniuteńkie, lśniące to złotem, to czerwienią. – Proszę pani, czy to dla nas, dla naszej klasy? – pytała Antolka. Pani powiedziała: – Tak, będziecie się nimi opiekować, tylko trzeba im jeszcze kupićakwarium. Komitet rodzicielski obiecał to załatwić. Chwila ciszy pełnej zachwytu, a potem krzyki, piski: – Och, dziękujemy, dziękujemy! – Nasze rybki! – A co one jedzą, proszę pani? – I jak się je karmi? Kasia cała czerwona i aż zadyszana starała się przekrzyczeć innedzieci: – Proszę pani, proszę pani, ja je będę karmiła. Ja będę! Tak bardzo chciała karmić rybki, opiekować się nimi, zmieniaćwodę. Na pewno nikt w całej klasie nie potrafi tego tak dobrze robićjak ona. – Proszę pani, ja, dobrze? Ja! – krzyknęła jeszcze głośniej. Niech sobie inni grają w piłkę, w klasy – co tam takie zabawyw porównaniu z rybkami. Nawet skakanka nic nie znaczy; niech jąsobie Magdzia z Antolką i Ewką zabierają. Rybki są najważniejsze,najśliczniejsze. Tylko rybki! – Proszę pani… Pani odstawiła słoik na stół i kazała dzieciom wracać na miejsca. – Ja myślę – powiedziała – że do karmienia rybek wyznaczymydyżury. Chyba że ktoś z was wcale nie chce ich karmić? – zapytałaz uśmiechem. Dzieci też zaczęły się śmiać, bo przecież jasne było, że każdez nich chciało, i to jak jeszcze! – Pewnie, że dyżury – rozległy się głosy z różnych stron klasy. Kasia zmartwiała: dlaczego dyżury? Ona chciała sama jedna. – Tak, tak, dyżury! – zgadzały się dzieci. – A kto będziedyżurował pierwszy? Pierwszy dyżur wydawał się wszystkim najważniejszy. – Może sami wyznaczycie do pierwszego dyżuru dwoje kolegów –zaproponowała pani. Dzieci zamilkły, spoglądały tylko po sobie: jakże tu wyznaczyć? – Tacy, którzy się najlepiej uczą… – powiedział wreszcie ktośniezdecydowanie – chyba tacy do pierwszego dyżuru, nie? Takim, którzy się dobrze uczą, więcej się należy niż leniuchom,pewnie. Niektóre dzieci wyraźnie posmutniały. – Ja… – zaczęła Kasia i urwała. Zagryzła wargi i spuściła tej chwili padła nowa propozycja: – Najlepszych kolegów damy na dyżur, najbardziejkoleżeńskich… Teraz w klasie zaczął się spór. Jedne dzieci wołały: „Nie, nie!Tych, co dobrze się uczą!”. Inne: „Właśnie że najbardziejkoleżeńskich!”. Wreszcie pani pomogła ustalić. – Dwoje dzieci będzie dyżurowało: do pierwszego dyżuruwyznaczymy najlepszego ucznia, a jako drugiego – kogoś, kto jestnajbardziej koleżeński. Dobrze? – Tak, tak! – zgodzili się. Że też sami nie potrafili wpaść na taki pomysł, tylko już zaczynalisię kłócić. – Więc najlepszy uczeń… Kasia czuła, że wszystkie oczy zwróciły się ku niej – w klasiezapanowała cisza. Nie podniosła głowy; sama nie wiedząc, co robi,zaczęła skrobać stalówką ławkę; stalówka wydawała cichutki,nieprzyjemny zgrzyt. – …Chyba TERAZ najlepiej uczy się Kazio – odezwał się głos odstrony pieca. – Kazik! Pewnie! Oczywiście! – potwierdzili. Kazio zarumienił się po same uszy. – A kto jest najbardziej koleżeński? – spytała pani. Kasia szybko podniosła głowę i wpatrzyła się w panią szerokootwartymi oczami: błagała ją spojrzeniem o pomoc. Złote, śliczne rybki migotały w słoiku. Kasi serce zaczęło stukaćmocno i niespokojnie; szarpnęła się nagle do Ewki.– Pożyczę ci stalówki, dam na zawsze, wszystkie trzy! – Nie, przecież już mam… – bąknęła Ewka zdziwiona. Kasia gorączkowo usiłowała sobie przypomnieć, co komukolwiekzrobiła dobrego, ale jakoś nic takiego nie mogła znaleźć. Parę razypożyczyła gumki… co jeszcze? Mój Boże, co jeszcze? – A ja myślę, że to Magdzia powinna karmić rybki – powiedziałnagle ktoś głośno. – Tak, tak! Magdzia, niech Magdzia pierwsza karmi! – Nie Magdzia, wcale nie! Ja chcę… – krzyknęła, nie panując jużnad sobą, Kasia. Przecież to niemożliwe, żeby tak się stało, jak klasa proponuje,żeby pani się na to zgodziła… – Czekaj – szepnęła jej Ewka. – Ty też będziesz dyżurować, jakprzyjdzie na ciebie kolej. Wszyscy po kolei będą… – Ja nie chcę po kolei, ja chcę teraz! – Kasia trzepnęła rękąw ławkę i popatrzyła z taką złością na koleżankę, że Ewka aż sięprzestraszyła. – Nie patrz tak na mnie, przecież to nie moja wina… Ale Kasia nie miała żadnych wątpliwości: to była wina i Ewki,i wszystkich innych dzieci w klasie, i pani… Tylko oni byli winni, żeKasia nie mogła już dziś karmić rybek, które zwinnie pływaływ słoju, jakby się najweselej w świecie bawiły w o niesfornej kaczuszce Ewka, Magdzia, Antolka, nawet Jędrek i Kazik, wiele dzieci z ichklasy widziało już kolorowy film, który od tygodnia wyświetlany byłw kinie na rogu ulicy. Kolorowy film dla dzieci o niesfornej,zabawnej kaczuszce. – Przepiękny! – mówiła o nim Ewka, wznosząc oczy w góręz wielkiego zachwytu. – Najśliczniejszy na świecie! – dodawała Magdzia. Jędrek inaczej wyrażał swój zachwyt. – Jak pragnę podskoczyć: fajny jest! – Kasiu – pytała Ewka – a tobie się nie podobał? – Ja… – zaczęła Kasia. – Nie podobała ci się kaczuszka? Taka śmieszna, że jej! –przerwała Magdzia. Kasia zrobiła się czerwona z irytacji; wstydziła się przyznać, żenie była jeszcze na filmie. Prędko, żeby nikt nie zauważyłzakłopotania i żeby już jej więcej pytań nie zadawano, zawołała: –…bo tatusia nie było w domu, dopiero wczoraj wróciłz Warszawy, więc nie mogłam iść do kina. Ale dziś właśnie będzie mi się ten film podobał, to pójdziemy jeszcze drugi I od razu wszystko się zmieniło: teraz Kasia była górą!Z przyjemnością patrzyła, jak dziewczynki kręciły głowamiz zazdrością. – Pewnie, ja bym też poszła drugi raz.– Na taki film i dziesięć razy można patrzeć! – Ja bym sto razy patrzyła – zapewniła gorliwie Ewka. Zazdrościły Kasi, że aż dwa razy będzie mogła obejrzećkaczuszkę, i tylko nie bardzo mogły zrozumieć, dlaczego Kasiazamiast skakać z uciechy, że będzie miała tak wielką przyjemność,była jakaś zafrasowana i milcząca. Całe szczęście, że nikt w klasienie wiedział wszystkiego. Tatuś nie wczoraj wrócił z Warszawy, aleprzed tygodniem. Jakże jednak można mu było wspomnieć o kinie,przynosząc jednocześnie do domu nową dwóję? Popsuło to do resztyhumor i ojcu, i mamie, a Jurek zaraz wygarnął, że „leń”, że „nibyduża, a w głowie ma trociny: nie rozumie nic a nic…” Oczywiściezrobiła się cała awantura. Lepiej nie wspominać! Zresztą teraz już nie ta awantura była najważniejsza, tylko jedno wiedziała: że musi koniecznie, musi być dzisiaj nakolorowym filmie. Inne dzieci widziały go, więc ona też musi! Wracając do domu, tylko o tym jednym myślała, a gdy weszła domieszkania, uśmiechnęła się miło i głośno powiedziała wszystkim: – Dzień dobry! – I mamie obiecała zaraz: – Gdy będziesz karmiłaAgnieszkę, podam ci śliniaczek. Mama zdziwiła się trochę, ale powiedziała: – Dobrze, Kasiu, podasz śliniaczek. Tymczasem jednak… – Właśnie idę myć ręce – Kasia pobiegła do łazienki, zgadującmyśl mamy. Nuciła nawet coś sobie, myjąc ręce, chociaż nie takbardzo było jej wesoło. Pragnęła, żeby tatuś prędko wrócił;chciałaby już usłyszeć: „Ubieraj się, idziemy do kina”. Dziś nie trzeba było wołać Kasi kilka razy na obiad, samaprzybiegła do stołu. – Kiedy będziesz karmić Agnieszkę, mamusiu? – zapytałaz ogromnym zainteresowaniem.– Jak zwykle za godzinę – objaśniła mama, zastanawiając sięjednocześnie, skąd u Kasi takie nagłe zainteresowanie młodsząsiostrą. I mama pomyślała z ogromną radością: „Może Kasia pokochawreszcie Agnieszkę? Może będzie dobra dla niej?”. – Co? Już zjadłaś? Naprawdę zjadłaś? – zdziwiła się. Talerz przed Kasią stał pusty. – Dziękuję! – powiedziała Kasia. – Teraz idę odrabiać lekcje. – Idź, idź uczyć się, kochanie, żebyś wreszcie te dwójki poprawiła– łagodnie zachęcała mama. – Tak się nimi wszyscy martwimy… Znalazłszy się w pokoju, Kasia zaczęła szybko rozkładaćpodręczniki i zeszyty. Siadła nad zeszytem, ale wcale nie wiedziała, jak się zabrać dotego zadania rachunkowego. Jakże się to stało? Przecież chciała jeodrobić, dziś naprawdę chciała. Pokazałaby ojcu zeszyt: „Patrz,tatusiu, jak ładnie wszystko wyliczyłam…”. Zaczęła niespokojnie kręcić się na krześle, i tak próbowała, i tak,ale ani rusz nie umiała rozwiązać zadania. Aż się sama tegoprzestraszyła; co teraz zrobić? I nagle myśl; odłoży te wstrętne rachunki, odrobi zadaniez polskiego i zeszyt pokaże ojcu. Co za szczęście, że z polskim poszło lepiej. Wprawdzie były jakieśnowe, trudne słowa, ale ostatecznie można było sobie z nimiporadzić. I zadanie zostało odrobione. Właśnie tatuś przyszedł; Kasia słyszała, jak mama powiedziałado niego: – Kasia odrabia lekcje, wiesz? I taka grzeczna dziś była! Może sięwreszcie ustatkuje… – Oby! – westchnął ojciec. – Bo już naprawdę tyle zmartwieniaz tym dzieckiem… „Zabierze, zabierze, zabierze mnie do kina!” – rozśpiewało sięserce Kasi. Już więcej nie myślała o lekcjach. Pobiegła prędko do kuchnii miękkim, przymilnym ruchem przytuliła się do ojca. Wiedziała,wiedziała na pewno w tej chwili, że tatuś nie może jej odmówić. – Tatuśku, ja już odrobiłam wszystkie lekcje. – Kasieńko, żebyś tak co dzień… Otworzyła szeroko oczy, jakby się niezmiernie dziwiła. – Taak! Będę co dzień – powiedziała. – Zobaczysz, że będę. Wcale nie kłamała, naprawdę najszczerzej chciała co dzieńodrabiać lekcje, żeby tylko teraz… –Tatusiu, pójdziesz ze mną do kina? Jest taki film o kaczuszce –jeszcze mocniej przytuliła się do ojca. – Pójdziemy – powiedział tatuś spokojnie – oczywiście pójdziemydo kina, ale… –…zaczyna się o szóstej! – szybko wtrąciła Kasia. Proszę, jak jej łatwo poszło; wystarczyło trochę przymilić się i jużma wszystko, czego zechce! –…ale nie dziś – dokończył tatuś. – Pójdziemy wtedy, gdypoprawisz stopnie. Tak, córeczko. Ojciec wcale nie mówił tego głosem ostrym czy zagniewanym,tylko właśnie spokojnie, powoli, ale bardzo stanowczo. Kasia zesztywniała cała, słysząc ten głos, i od razu odsunęła sięod ojca.– Ja cię tak proszę! – wybuchnęła nagle. – Inne dzieci z naszejklasy już były, a ja… – Inne dzieci pewnie uczą się dobrze i są grzeczne, więc zupełniesłusznie rodzice chcą im zrobić przyjemność… – Wcale nie, Jędrek nie uczy się tak dobrze, ma same tróje… – Kasieńko – powiedział ojciec – nie ma o czym mówić. Niepójdziesz teraz do kina. – Dobrze, dobrze! Nie potrzebuję wcale! – Kasia po swojemuzacięła wargi, ale była taka zła i tak w tej chwili nie lubiła ojca, żeaż wytrzymać nie mogła; tupnęła nogą. – Nie potrzebuję kina – powtórzyła i wybiegła z kuchni. – Kasiu, wróć! – zawołał ojciec za nią. – Wróć w tej chwili! Coznaczy to tupanie, jak się zachowujesz? Nie wróciła. Nie wróci za nic – niech się teraz dzieje co chce. – Kasiu! – zawołała mama z drugiego pokoju. – Chciałaś podaćAgnieszce śliniaczek, jest właśnie potrzebny. Ale Kasi już nie była w głowie Agnieszka. Po cóż miałabypodawać śliniaczek, skoro i tak nie pójdzie do kina? Jakże się jutrow szkole pokaże, co powie dziewczynkom? Będą się z niej śmiały, żechwaliła się tylko… „dwa razy pójdę”. Akurat – dwa razy! Och,Ewka, Magdzia, Antolka, nawet ta cała Antolka! – one wszystkiemają lepszych ojców, na pewno. A Kasia ma najgorszego i dlategojest taka biedna, taka nieszczęśliwa… I żeby pokazać całemu domowi, jak jest nieszczęśliwa, zaczęłapłakać. Bez łez, ale za to bardzo głośno, tak żeby wszyscy przyjdą się nad nią litować? Może… jeszcze dałoby się zdążyćdo kina? Mama wybiegła z pokoju.– Co się jej stało, Zygmunt? – spytała ojca. – Przecież przedchwilą była tu z tobą? – Nic się nie stało. To dlatego, że nie idzie do kina. Nie, zostaw ją,Marysiu; te krzyki i tak nic nie pomogą. Kasia zaczęła płakać jeszcze głośniej, aż ją gardło bolałoz wysiłku. Patrzyła na drzwi: przyjdzie ktoś czy nie? Nikt nie nadchodził… Więc głos Kasi zaczął powoli przycichać, aż umilkł zupełnie. Jużwiedziała na pewno, że nie pójdzie do kina, że żadne płakanie nicjej nie Ewka nie umiała pisać ładnie. Bardzo się starała, ale jakoś jej niewychodziło. Kasia nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ile razypióro pojechało poza linijkę. Dziś też tak było. – Co to jest? – powiedziała szeptem Kasia. – To ma być „K”? Ewka zaczerwieniła się i pochyliła głowę nisko nad zeszytem. – Ja i tak wszystko widzę, co ty tam piszesz – znów szepnęłaKasia. Jej litery były równe i ładne, gorzej jednak bywało, jeżeli przypisaniu ze słuchu trafiło się jakieś trudniejsze słowo. Raz Kasianawet chciała zerknąć do Ewki, jak się któreś z tych trudniejszychsłów pisze, lecz Ewka tak zasłoniła swój zeszyt, że nic nie możnabyło dojrzeć. Mimo to Kasia mruknęła: – Jakie kulfony stawiasz! Od tych uwag Ewka zaczęła się mylić. – Ja cię proszę… – zwróciła się błagalnie. – Dziewczynki, co to za rozmowy w czasie lekcji? – spytała pani. – Właśnie – powiedziała Kasia. – Nie gadaj. – Przecież to ty… – Uważaj, bo znowu jakiegoś kulfona postawisz. – Dziewczynki! – upomniała pani. Dalej pisały już w milczeniu, za to na przerwie Ewka nie mogłajuż dłużej wytrzymać. – Jak ja dostanę zły stopień, to przez ciebie! – prawie płakała.– Iiii! Mazgaj! – wzruszyła ramionami Kasia. – Sama się kłóci,a potem jeszcze… że przeze mnie… – Bo naprawdę przez ciebie – dowodziła Ewka. Magdzia już czekała na nią koło drzwi, żeby razem wybiec napodwórko. Za chwilę przy Magdzi stanęła też Antolka. „Będą grały w klasy” – pomyślała Kasia i bardzo się jej zachciałopograć w klasy razem z dziewczynkami. Czy one chcą, czy nie chcą– muszą na nią zaczekać, muszą się z nią bawić. Nie wiedziałatylko, w jaki sposób je zatrzymać, żeby nie wybiegły z klasy bezniej. – Magdziu, zaczekaj na mnie! – zawołała głośno i odepchnąwszyktórąś z koleżanek, dopadła drzwi. Dogoniwszy wreszciedziewczynki na podwórku, zawołała: – Gramy w klasy! Magdzia nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na Antolkę. Antolka zmarszczyła ciemne brwi. – My wcale nie chcemy grać w klasy – ucięła krótko. Kasia myślała teraz gorączkowo, co im powiedzieć, żeby nieuciekły, jak je zatrzymać. Wypaliła nagle: – A ja byłam już trzy razy na filmie o kaczuszce! Chwila ciszy i Magdzia nie wytrzymała. – Trzy razy? – powiedziała z najwyższym podziwem. Antolka stała jak wryta. Ewka, która to słyszała, bo właśniezbliżyła się, złożyła ręce z zachwytu. – Jakaś ty szczęśliwa! Trzy razy! Nawet paru chłopców stanęło przy nich, a wśród nich mały Kazio,który w piłkę grał jak ostatnia gapa. – Jak ci tę kaczkę orzeł porwał, a ona mu się wywinęła! – zawołałjeden z chłopców z zachwytem. – Wcale nie orzeł. To był jastrząb. – Wszystko jedno. – Ale gdzie! Nie wszystko jedno. Ja od razu poznałem. – Po czym? – A po piórach i po kształcie. – Niech będzie jastrząb. Ale jak on ją porwał! Pamiętacie? – Pewnie, że pamiętamy – potakiwały z przejęciem Magdzia,Ewka i Antolka. Antolka nawet przypomniała: – A jak się ona zgubiła, ta kaczuszka… Znów kiwali głowami, mówili: – Aha, właśnie… Kasia też kiwnęła; powiedziała nawet: – Tak, to było śliczne! – Śliczne? – zdziwiła się Ewka. – A ja się bałam, że jej się staniecoś złego! Kasia udała, że nie słyszy słów Ewki. Nie była na filmie, niewidziała kaczuszki (wszystko przez niedobrego tatusia!), ale w tejchwili wydało się jej, że przecież wie doskonale, jak wygląda żółtakaczuszka z filmu i jakie miała przygody… „…Więc napadł ją zły orzeł – czy tam jastrząb; wszystko jedno,jakie miał pióra, ale był niedobry, chciał skrzywdzić kaczuszkę. Onajednak nie dała się. Uciekła. Wróciła do stawu. I znów jest jejwesoło i dobrze. Spokojnie sobie pływa po szafirowej wodzie. Słońceświeci, na brzegu stawu rosną kwiatki. Pochylają kolorowe główkii przyglądają się, jak kaczuszka zgrabnie przebiera jak ona ślicznie płynie! To ta kaczuszka, która jest dzielnai mądra! Kwiaty i ptaki kochają ją za to i robią wszystko, czegotylko ona zechce. A kaczuszce jest tak miło, miło! Płynie sobie poszafirowej wodzie…” – Płynie sobie i śpiewa… – nagle powiedziała głośno Kasia, nawetnie bardzo wiedząc, jak to się stało. Jakoś tak, jakby opowiadała, cowidzi. – Kto śpiewa? – zdumiała się Antolka. – No… – zająknęła się Kasia, rozglądając się dokoła. Wszystkiedzieci, dziewczynki i chłopcy, uważnie na nią patrzyli, pełnizaciekawienia. – Ależ ona wcale nie śpiewała! – powiedział któryś z chłopców. –Coś ci się pomyliło. – Nie pomyliło. – Kasia postanowiła upierać się przy swoim. – Kaczuszka? – Kaczuszka. Właśnie że śpiewała. Ale już nie chciała przedłużać tej rozmowy. – Muszę zjeść drugie śniadanie – powiedziała i rozwinęła swojąpaczkę. Wyjęła bułkę z masłem i czerwonego pomidora. Chłopcy jednak nie dali za wygraną. – Zaraz, zaraz, czekaj. A kiedy śpiewała? – dopytywali się. – Oj, dajcie spokój! Kasi się pomyliło, i już – próbowały przerwaćrozmowę dziewczynki. Kasia stała z bułką w ustach, nic nie mówiła, ale czuła się bardzoniepewnie. Chłopcy się jednak zawzięli.– No, mów, mów, kiedy ta twoja kaczka śpiewała? Nie było rady. Kasia przełknęła kęs bułki i, wzruszającramionami, powiedziała nadąsana: – Oj, no wtedy, nie pamiętacie? – Nie. – Jak tego… jak ten orzeł ją porwał, a potem… Pierwszy domyślił się mały Kazek. – Chłopaki! – zawołał. – Ona wcale nie była na filmie! Ona tylkokręci… – Właśnie że byłam! – krzyknęła z rozpaczą Kasia i tupnęła nogą.– Byłam! Byłam! Właśnie że byłam! Ale chłopcy nic sobie nie robili z jej krzyków. Odstąpili kilkakroków do tyłu i, pokazując palcami Kasię, zaczęli wykrzykiwać: – Kłamczuch! Wszystko nieprawda. Kłamczuch! – Widzicie kłamczucha? – Kasia kłamczuch! Coraz więcej dzieci zbiegało się na te krzyki; patrzyły, co się todzieje. Nawet uczniowie z innych klas też słyszeli, jak chłopcy naKasię wołali: – Kłamczuch! Kozucha-kłamczucha! To było zupełnie straszne! Kasia miała w tej chwili tylko jednopragnienie: zapaść się pod ziemię, żeby nikt nie mógł na niąpatrzeć. Ale boisko szkolne wcale nie zamierzało się zapadać. Tymczasem dzieci naśmiewały się z niej, a to było jeszcze gorszeod przezywania. – Kasia! Kozucha-kłamczucha! Cha, cha, cha!– Ona się Kasia nazywa? A z której jest klasy? – Zdaje się, że z drugiej. – Patrzcie! I tak kłamie? Kasia zacisnęła zęby. Nie próbowała nawet uciekać, bo i tak niemogłaby się przebić przez zwarte koło otaczających ją dzieci. – Głupi jesteście! Głupi! – krzyczała rozzłoszczona. – Kto kogo przezywa, tak się sam nazywa! – strugali jejmarchewkę chłopcy i grali palcami na nosie. – Patrzcie, jaka mądra! – Taka mądra, a kłamie! – wrzasnął cienko mały Kazek i w tejżechwili złapał się obiema rękami za twarz. – Aaaaa! Przez palce ciekło mu coś czerwonego. A Kasia stała z błyszczącymi oczami i zadowoloną miną. Samanawet nie myślała, że tak celnie ciśnie nadgryzionym trafiła: prosto w nos Kazka. Dobrze mu tak! Nikt się teraz nie śmiał, wszyscy stali przestraszeni. Ktośzajęczał: – Gdzie jest pani? Oj, gdzie jest pani? Kazek wreszcie odjął ręce od twarzy. Wyglądał jak czupiradło:nos w sosie pomidorowym, pomidor na włosach, na rękach, narzęsach, nawet na swetrze… Kasia chciała, żeby się teraz wszyscy śmiali z Kazika, ale niewiadomo dlaczego nikt się jakoś nie śmiał. Ani z Kazika, ani z prostu tylko patrzyli. A Kazek też patrzył, i to nie na Kasię, niena dzieci, patrzył na swój poplamiony, nowy granatowy swetereki coraz szybciej mrugał powiekami.– Kazek! – pocieszał go stojący obok kolega. – Chyba nie będzieszbeczał? – Nie – cicho powiedział Kazek – ale… – Nos cię boli? – Nie – jeszcze ciszej odezwał się Kazek – ale… – i spod szybkomrugających powiek zaczęły mu kapać łzy – … ale sweterzabrudzony! Już nie cicho, ale zupełnie głośno i żałośnie zawołał: – Oj, da mi mama za ten sweter, jak wrócę do domu! Dlaczego teraz nikt się nie śmiał z chłopca, który rozmazywałsobie dłonią sok pomidorowy ze łzami po całej skrzywionej odpłaczu twarzy? Kasia nie mogła tego pojąć. Jeszcze go żałowali niektórzy. – Pewnie go mama zbije! – Oj, będzie miał dziś w domu! – Może sweter da się uprać? – A jak się nie da i zostaną plamy? Korzystając z zamieszania i z tego, że uwaga wszystkich dziecibyła zwrócona na małego Kazka, Kasia cicho wycofała się w kątpodwórka. Długą chwilę stała pod drzewem, potem pobiegław kierunku krzaków jaśminu. Już nie było na nich białych kwiatów. Antolka kiedyś mówiła, żewśród tych kwiatów mieszkają wróżki… Nie mieszkają szkoda! Może któraś z nich umiałaby coś dobrego poradzić Kasi,bo właściwie było jej w tej chwili wcale niewesoło…Błękitna królewna Kto się pierwszy dowiedział? Antolka! Wpadła do klasy jak bomba, ledwie dech mogła złapać. – Ojej, słuchajcie, słuchajcie! Żebyście wiedzieli… Rzucili się wszyscy do niej, bo od razu widać było, że Antolkanaprawdę przyniosła jakąś niezwykłą wiadomość: oczy się jejświeciły, wypieków dostała i jak wiatrak wymachiwała rękami. – …nie macie pojęcia… Nie mieli pojęcia i nie mogli już wytrzymać z ogromnejciekawości: – Co? Antolka, no powiedzże! – Mów prędko! – Ojej, Antolka, czy to coś do cieszenia się? Okazało się, że tak. – Przedstawienie robimy! To ci dopiero frajda, że hej! Przedstawienie będzie w szkole i ich klasa też weźmie w nimudział. Skąd Antolka dowiedziała się o tym, nikt nawet nie pytał;najpewniej od którejś z koleżanek ze starszej klasy, bo ta Antolkaze wszystkimi umiała żyć w przyjaźni. Więc przedstawienie… Posypały się zaraz pytania: – A co będziemy grać? – A jak? – A kto? Czy wszystkie dzieci? – Czy cała klasa?– Skądże cała – odezwała się Ewka poważnie. – Na pewno tylkoniektóre dzieci. Antolka nie wiedziała, co będą wystawiać, tyle że w tymprzedstawieniu ma być królewna, królewna prześliczna w błękitnejsukience. – …i krasnalki będą koło niej tańczyły – przypomniała sobie całarozpromieniona – i żabki zielone, i jeszcze… Tak, naprawdę, zdajesię, że także motylki. – To będzie coś ślicznego! – złożyła ręce Magdzia. – Antolka,powiedz, czy na pewno wiesz o motylkach? – Ależ tak – zapewniała gorąco Antolka. – Motylki też! Magdzia zapragnęła być motylkiem: mieć kolorowe skrzydełkai w lekkim tańcu na palcach uwijać się wokół królewny. Jakie tobędzie wspaniałe! – Ewka, a ty czym byś chciała być? Ewka jeszcze nie była zdecydowana. – Może żabką i tak sobie skakać… – powiedziała niepewnie. –Sama jeszcze nie wiem. – Nie! – zawołała Magdzia z ogromnym przekonaniem. – O wieleprzyjemniej być motylkiem. Bądź motylkiem, dobrze? – Dobrze, więc ja też będę motylkiem, tak samo jak ty – zgodziłasię Ewka. – A ty, Kasiu? Kasia doskonale wiedziała, bez chwili namysłu wypaliła: – Co tam żabki czy motylki! Motylki są zupełnie głupie, latajątylko, i nic… Ja… ja chcę być królewną! – Ooooo! – Właśnie!– Pewnie – bąknęła po chwili milczenia Magdzia. – Królewnawłaściwie najważniejsza w całym przedstawieniu… Ona sama nawet nie marzyła o czymś podobnym – gdzie tam jejdo królewny! – Tak – powtórzyła Kasia. – Ja będę królewną! W tej chwili już nawet nie żałowała, że nie nadeszła jeszcze jejkolej karmienia złotych rybek. W tej chwili i rybki wydały się jejbez znaczenia. Bo i rzeczywiście: któż by mógł porównywać rybkiz błękitną królewną? – Słuchaj, słuchaj, Antolka, a kiedy to będzie? – Kasia chciaławiedzieć wszystko dokładnie. Ale Antolka nie wiedziała. – Musimy spytać pani. – Musimy… – powtórzyła Kasia i nie wiadomo dlaczego poczułasię jakoś mniej pewnie. Tymczasem Ewka opowiadała szeroko, jak to będzie, gdyzatańczą dokoła Kasi… – Kasi? – huknął Jędrek. – Dlaczego dokoła Kasi? – Bo ona będzie królewną! – wyjaśniła Magdzia. I tu stało się coś nieoczekiwanego: chłopcy podnieśli wrzask,wszyscy naraz: – Wcale nie, wcale nie! Nie chcemy takiej królewny! – Przeszkadza się bawić! – Ciągle się obraża! – Nigdy nikomu nie pomogła! – Jeszcze czego! Taka królewna!I znów: – Nie chcemy! Nie i nie! Kasia nie spodziewała się czegoś podobnego. Patrzyław osłupieniu na krzyczących chłopców, do których się też dołączyłokilka cienkich głosów dziewczynek. Zmarszczyła brwi – niewiedziała, co robić, jak się zachować. Stała sama jedna – przeciwprawie całej klasie. Tylko Ewka, Magdzia i Antolka nic się nieodzywały, patrząc na to wszystko z wystraszonymi minami. SerceKasi zaczęło bić tak mocno, jak chyba wszystkie zegary na je aż w gardle. Nie namyślając się długo, wypadła z klasyi popędziła długim korytarzem. Musi, za wszelką cenę musiodnaleźć panią, musi prosić o tę królewnę, zanim… Tak, bo jeżelipani obieca, to już żadne wrzaski w klasie potem nie pomogąi Kasia zostanie królewną – czy kto zechce, czy nie. – To ty, Kasiu? Co się stało? – pani pochyliła się nad niątroskliwie i obie ręce położyła jej na ramionach. – Coś ci się chybastało? Dlaczego tak biegłaś? Kasia dopiero teraz oprzytomniała. Podniosła oczy na panią i,napotkawszy jej dobre, spokojne spojrzenie, wyszeptała żarliwie,głosem pełnym błagania: – …bo, proszę pani, ja bym tak strasznie chciała być królewną… – Jaką królewną? – zdumiała się pani. – Aha, to już pewniekoledzy ze starszych klas powiedzieli wam o tym przedstawieniu? – …i że królewna będzie… – dokończyła z drżeniem Kasia. – I jabym… – Zaraz przyjdę do klasy – powiedziała pani. – Przecież tesprawy, kto czym będzie w przedstawieniu, musimy omówić zrobimy zebranie… – powtórzyła pani, bo Kasia miała takąminę, jakby nic z tego nie krzyknęła rozpaczliwie: – W klasie nie! Bo oni… Nie, nie, proszę pani, nie w klasie! Teraz! – Ależ, Kasiu, bądź grzeczna. Wstyd naprawdę, żebyś się taknapierała. Kasi było bardzo ciężko powiedzieć, ale nie znajdowała innejrady: – Oni nie chcą… żebym ja była królewną. Oni nie chcą… –powtórzyła i spuściła głowę, jakby się przyznawała do jakiejświelkiej winy, jeszcze gorszej niż gadanie na lekcjach, niżpodpowiadanie lub psucie zabawy kolegom. Z opuszczoną głową czekała, że pani powie coś ostroi nieprzyjaźnie, że każe jej mimo wszystko wracać do klasy. Naglepoczuła rękę pani pod swoją brodą. Głowa Kasi została uniesionaw górę ruchem serdecznym i miłym. – Wiesz, Kasiu, rozmawiałam dziś z twoim tatusiem. Byłu mnie… – Och! Nic więcej Kasia nie umiała z siebie wydobyć. – Bardzo martwimy się z tatusiem i tym, że niedobrze się terazuczysz – zaczęła powoli pani – i twoim zachowaniem. Nie uważaszna lekcjach, często nie masz odrobionych zadań domowych… Wiesz,może się tak stać, że zostaniesz na drugi rok w tej samej klasie. – Ja? – wytrzeszczyła oczy Kasia. – Ja? Nie! – powiedziałazdecydowanie. Tego wcale nie przewidziała; nie przyszło jej do głowy, że mogłobyzajść coś podobnego. Zostać w tej samej klasie? To byłby takistraszny wstyd! Taki najstraszniejszy, zupełnie nie do zniesienia. Przeraziła się.– Nie, proszę pani! Nie, ja nie chcę! – krzyknęła. Pani nawet nie rozgniewała się, że Kasia krzyczy, spokojniezaczęła tłumaczyć: – Jeżeli się nie uczysz… Och, uczenie się, niegrzeczności, dwójki… wszystkie te sprawynajniepotrzebniej w świecie splątały się z błękitną królewną. Kasianie bardzo nawet słuchała, co pani do niej mówi, myślała tylkoz natężeniem: co teraz zrobić? – Więc dzieci w klasie nie chcą, żebyś była królewną? Dlaczego? – Nie wiem, dlaczego – powiedziała prędko Kasia, ale spuściłaoczy. – Naprawdę nie wiesz? – zdziwiła się pani. „Nie pozwoli mi być królewną” – przebiegło przez głowę ochotę płakać. Jeszcze raz spróbowała, już nie jak grzecznauczennica, ale tak jak w domu, kiedy się złościła: – To co, że oni nie chcą? Wielkie rzeczy! A ja właśnie chcę… – Kasiu! – powiedziała pani. – Jak ty się zachowujesz? I myślisz,naprawdę myślisz, że dziewczynka, która tak niegrzecznie mówi,mogłaby grać królewnę? Przepadło! Już teraz wiadomo było na pewno, że wszystkoprzepadło. Królewną zostanie Magdzia, może Ewka… Kasia wsadziła obie pięści w oczy i rozpłakała się jak małedziecko, jak Agnieszka. Pani objęła ją ramieniem. Powtarzała: – No widzisz, widzisz (zupełnie tak samo jak mama). Widzisz,wszystko jest niedobrze, ale…Szeptała jeszcze coś długo w ucho płaczącej Kasi, potempogłaskała ją po włosach, uśmiechnęła się z otuchą. – Musisz to wszystko zrozumieć, Kasiu. Jesteś przecież duża. Kasia nie mogła wykrztusić ani słowa ze ściśniętego nie czuła się duża. Nie tak wiele nawet rozumiała z tego, copani mówiła, ale było jej bardzo źle w tej chwili i bardzo samotnie,i martwiła się, że może zostać w tej samej klasie i że nie będziekrólewną… Westchnęła urywanie; jeszcze ją płacz dusił, nie mogła złapaćoddechu. – Pójdziemy do klasy – powiedziała pani. Innym razem Kasia pewnie nie weszłaby do klasy z czerwoną,zapłakaną buzią i zapuchniętymi oczami, ale teraz nie myślałao tym. Trzymała panią za rękę i nie puszczała jej, idąc długim szkolnymkorytarzem. Jakoś bezpieczniej się przez to czuła – trochę tak,jakby szła z pomoże – Więc co, Jurku, pomożesz jej? – Kiedy, tatusiu… – Jurek prędko, prędko szukał jakiegośpowodu, i to bardzo ważnego, dla którego w żaden sposób niemógłby pomagać siostrze. Jak na złość nic nie przychodziło mu dogłowy, więc jeszcze raz powtórzył, wcale nie ukrywając niechęci… –Tatusiu, kiedy ja nie mogę… – Dlaczego? – No bo tak… sam mam lekcje… i w ogóle! – Jureczku – wtrąciła się matka. – Nie można przecież Kasi takzostawić. Jurek stał pośrodku pokoju, rozstawiwszy szeroko nogi,i wichrzył sobie ręką czuprynę. – Nie można?! – wybuchnął wreszcie. – A po co zbierała te dwóje?Przecież miała same piątki! Gdyby uważała na lekcjach, to… Mama zrobiła bezradny ruch dłońmi; ojciec z uwagą patrzył nasyna, ale nic nie mówił. Powoli wyjął z kieszeni pudełko papierosówi zapalił jednego; cieniutka smuga dymu uniosła się w górę. Gdyby rodzice coś więcej mówili, gdyby nakazywali, gniewali się– Jurkowi na pewno byłoby łatwiej odmówić, ale oni prosili,zwyczajnie, serdecznie prosili: „Pomóż Kasi”… – Sam tatuś mówił, że z nią nie można wytrzymać – przypomniałsobie w porę. Był pewien, że przekona tym ojca, okazało się jednak, że podniósł się z krzesła, stanął przed Jurkiem.– Więc cóż z tego, że mówiłem? Przychodzę do domu zmęczony,siadam do nowej roboty, a tu ciągle harmider i kłótnie. I w dodatkupoważne zmartwienie z tymi dwójami. Naprawdę trudnowytrzymać. Ostatecznie jednak trzeba jakoś wybrnąć z tegowszystkiego. Myślałem, że jesteś już w tym wieku, że zrozumiesz… Jurek niespokojnie patrzył w twarz ojca: czuł, że go zawiódł,i zrobiło mu się przykro. Oczywiście, jest w tym wieku, kiedy sięwszystko rozumie: piąta klasa! W porównaniu z Kasią Jurek jest przecież zupełnie próbował się jeszcze bronić przed niemiłym zajęciem. – Po południu to my z kolegami gramy w piłkę… – Przecież Kasią zajmowałbyś się najwyżej godzinę, półtorej. – Taaak… – Jurek wbił wzrok w podłogę, jakby się wstydził. –Ale jeszcze majsterkowanie w świetlicy i jeszcze… Mama machnęła ręką gestem, który mógł znaczyć: „E, nie ma coz tobą rozmawiać, szkoda każdego słowa”. Podniosła się z tapczanui, wychodząc już z pokoju, odwróciła się w ostatniej chwili do syna. – Jeżeli ci tak trudno pomagać siostrze, to nie trzeba. Sama sięnią zajmę. Dziękuję. I wyszła. – No wiesz, Jurek! – potrząsnął głową ojciec i wyszedł za mamą. Jurek został w pokoju sam. Kręcił się przez chwilę bez celu,podszedł do okna, zajrzał do pudełka z przyborami domajsterkowania. Potem zdawało mu się, że ma ochotę poczytaćksiążkę. Więc otworzył ją, przerzucił nawet parę kartek, wreszciezostawił ją na stole. Po chwili wahania wyszedł za rodzicami do drugiego pokoju. – A co? – usiłował nawiązać rozmowę. – Agnieszka śpi?– Nie, bawi się – odpowiedziała mama. Głos miała zwyczajny, spokojny, ale nie patrzyła na Jurka. Ojciectakże nie podniósł głowy znad gazety, którą właśnie czytał. – Agnieeeeszka, Agnieeeeszka! – Jurek wyjął z rączek małejgrzechotkę i potrząsnął nią w powietrzu. Obie malutkie dłonie Agnieszki wyciągnęły się do zabawki. – Agnieszce to bym pomógł – ni stąd, ni zowąd zapewnił Jurekgłośno, o wiele głośniej, niż trzeba. Nikt mu na to nie odpowiedział. – To ja pójdę napić się wody! W kuchni przy oknie stała Kasia; nie odwróciła się w stronęwchodzącego brata. Buzię miała smutną, w palcach kręciła koniecchusteczki. – Co tak stoisz? – zapytał Jurek, byle coś powiedzieć. – A nic. – Jak to: nic? – zniecierpliwił się brat. No, proszę, jaka jest ta Kasia! Nawet odpowiedzieć porządnie jejsię nie chce. I oto z taką miałby jeszcze lekcje odrabiać? A niechsobie zostaje na drugi rok w tej samej klasie. – Jak odpowiadasz starszym? – zmarszczył się gniewnie. – Nie odpowiadam. Patrzę sobie. – Na co patrzysz? – Na nic. Patrzę, i już. W całym domu było jakoś cicho, nawet Agnieszka nie zapragnął nagle, żeby powstał jakiś ruch, żeby ktoś cośmówił, śmiał się… Żeby nie było tak smutno.– Masz jakieś lekcje? – spytał niepewnie. Kasia nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową. – No to… – zaczął po chwili brat – to dlaczego ich nie odrabiasz? – Próbowałam… – I co? Kasia wciągnęła mocno powietrze otwartą buzią. – I co? – powtórzył Jurek. – Daj mi spokój! – wybuchnęła nagle. – Idź sobie. Daj mi spokój! Jurek wyjął z szafki kubek w niebieskie kwiatki, nalał do niegowody i, przechyliwszy w tył głowę, pił łyk za łykiem. Potemzdecydowanym krokiem zbliżył się do siostry. – Chodź – powiedział, stając za nią. – No, chodź! – Nigdzie nie idę. – Chodź do pokoju – powtórzył brat tonem bardzo stanowczym. –Pomogę ci w tych twoich lekcjach… Sam nie wiedział, jak mu się to jakoś powiedziało, ale nieżałował; przeciwnie – od tych słów zrobiło mu się lżej. Kasianatomiast gwałtownie odwróciła się od okna, wytrzeszczając nabrata oczy. Nie wierzyła mu. – Eeee tam! Ty? Pomożesz? Wzruszyła ramionami, takie jej to się wydało nieprawdopodobne. Brat poczuł się urażony do żywego. – A cóż to sobie wyobrażasz, że ja tej tam twojej arytmetyki czypolskiego nie umiem? Kasia pokręciła głową. – Umiesz, ale…– Właśnie! Od dziś będę ci pomagał, aż odrobisz wszystkiezaległości – zapewnił jednym tchem. W tej chwili nawet piłka i majsterkowanie wydały mu się mniejważne od Kasinych stopni. Pokaże tej małej, jakiego to ona mabrata! W oczach Kasi zabłysła nadzieja. – …i nie będę miała dwój? – Jasne! – brat spojrzał na nią z wysoka. Ej, przecież ta Kasia tonaprawdę całkiem mała, nawet mu do ramienia nie sięga. – No, no – powiedział zupełnie podobnym do ojca głosem. – Głowado góry, jakoś z tego wszystkiego musimy wybrnąć – i poszedłpewnym krokiem do pokoju, słysząc za sobą dreptanie siostry. Podręczniki zostały rozłożone, zeszyt otwarty. Kasia siadła dostolika trochę zażenowana, a trochę uroczysta. Nagle powiedziała,sięgając po pióro: – Ja wiem, tobie mamusia i tatuś kazali, żebyś mi pomagał. Jurek zaczął odgarniać sobie z czoła niesforny kosmyk, starającsię jednocześnie uniesioną ręką zasłonić twarz, na którą wystąpiłsilny rumieniec. – Wcale nie wiesz – burknął niewyraźnie. – Rodzice nic mi niekazali. Będę ci pomagał, bo… – Bo co? – spytała Kasia. – …bo… – Jurek zawahał się przez króciutką chwilę, a potemgłosem trochę zdziwionym, jakby nie tylko Kasi, ale i sobie samemutłumaczył, dokończył: – Po prostu dlatego, że jesteś młodsza i… i wogóle… siostra, i sama sobie nie możesz poradzić. Zamilkł, odetchnął, potem zdecydowanie zaczął: – No, więc patrz, z tym zadaniem to jest tak…Pochylili się oboje nad nie chciała Przyleciał mały, szary wróbel, usiadł na oknie klasy, przekręciłgłówkę, ostrożnie zajrzał do środka i ćwierknął parę razy. Zobaczywszy go, Kasia trąciła łokciem Ewkę. – Widzisz: wróbel. Ewka odwróciła się na chwilę do Magdzi. – Patrz, wróbel do nas przyleciał. Przez pewien czas patrzyły nie na panią, która właśnie cośtłumaczyła przy tablicy, ale na wróbla, i nie słuchały tego, co mówipani, tylko ptaszęcego cichego ćwierkania. Nagle pani zapytała: – Kasiu, dlaczego słowo „wóz” napisałam przez „ó” z kreską? Kasia wstała z ławki. Pani czekała na odpowiedź, długo podnosiły ręce do góry na znak, że wiedzą, dlaczego tak sięwłaśnie pisze, ale Kasia dalej stała, milcząc, bo nie wiedziała. – Przed chwilą tłumaczyłam, nie uważałaś? – spytała pani, niez gniewem nawet, tylko jakoś smutno, tak jakby Kasia zrobiła jejduży zawód. – Bo wróbel przyleciał – przyznała się otwarcie Kasia – i japatrzyłam na wróbla… – Niedobrze! – pokręciła głową pani. „I znowu niedobrze – pomyślała z żalem Kasia – a ja jużnaprawdę chciałam, żeby pani się od dziś nie martwiła, ani mama,ani tatuś. Chciałam… cóż, kiedy mi jakoś nie wyszło. To wina tegogłupiego wróbla, on mi przeszkodził, bo ja chciałam…”Całe szczęście, że pani nie stawiała stopni. Chociaż… chociażKasia mimo to czuła się zupełnie tak samo, jakby dostała do końca lekcji siedziała spokojnie i ani razu nie spojrzaław stronę okna: na wszelki wypadek, bo gdyby znów jakiś wróbelprzyleciał… Za to po lekcjach nie mogła się dość naskakać po podwórku,zupełnie jak młoda koza: raz, dwa i trzy – do góry, niby nasprężynach. Rozglądała się dokoła, z kim by tu zacząć zabawę, aledzieci skupiły się już w małe grupki i nie zwracały na nią uwagi, botak już się utarło od dłuższego czasu, że nikt Kasi nie wołał dozabawy. „Ale dziś… dziś jest inaczej, przyznałam się do tego wróblai uważałam już potem na lekcji”. Jasne, że wobec tego dzieci powinny były odnieść się do niejchoćby trochę inaczej, a jeżeli już nie wszystkie, to przynajmniejEwka i Magdzia, która właśnie biegła przez podwórko, trzymającw rękach piłkę. – Maaagdziu! – krzyknęła Kasia. Magdzia nie zatrzymała się, nawet nic nie odpowiedziała, tylkobiegła dalej. „Może nie dosłyszała” – pomyślała Kasia i puściła się w pogoń zaMagdzią. Ta obejrzała się, ale zaczęła biec jeszcze szybciej. „O, znowu się przyczepi! – myślała Magdzia. – Ta Kasia! Zabierzemi piłkę, rzuci gdzieś daleko, na złość”. „Jak to przyjemnie tak się gonić – myślała Kasia. – To ci dopierozabawa!” Magdzia postanowiła: „Nie dam, nie dam! Nie dam jej piłki!”.
9,00 zł „Oto jest Kasia” – Mira Jaworczakowa Materiały do wykonania książeczki Karty pracy Opis Opinie (0) Opis W zestawie: Metryczka książki Kim była autorka? Karty pracy Kolejność zdarzeń Dokończ lub uzupełnij zdania Prawda czy fałsz? Opis postaci Mój ulubiony bohater Quiz – odpowiedz na pytania Dopasuj wypowiedzi do bohaterów Portrety bohaterów – rozpoznaj i opisz Zmiana zachowania Kasi – tabela Wykreślanka Pytania opisowe Materiały do ozdobienia książeczki. Materiały w formie PDF, do samodzielnego wydruku. (do pobrania bezpośrednio z Waszego konta w sklepie).
pytania oto jest kasia